Gawęda o dawnych rzeszowskich ciężarówkach.

Rozpoczynam tę gawędę by zrobić przyjemność nikomu innemu, tylko sobie samemu w ciężkich czasach. I sobie ją dedykuję. To też wcale się nie przejmę, jeśli odstraszy każdego innego czytelnika.

Wystarczy przebiec tę stronę internetową, lub przejrzeć dzienniki z mych licznych podróży by się przekonać, że zwracam uwagę na ciężarówki. A do tych starych odczuwam rodzaj sympatii czy też sentymentu. Podróżując po świecie zwykle zwracam uwagę na samochody. Ale znacznie więcej dowiaduję się obserwując lokalny tabor ciężarowy. O sytuacji ekonomicznej, kulturze, kontaktach gospodarczych, polityce i historii. To temat na inną gawędę więc go nie rozwinę i przykładami nie poprę, może innym razem, bo jest bardzo ciekawy.

Podróżując nie mogę się czasem oprzecz sfotografowaniu ciekawego pojazdu.

Skąd się wzięło zainteresowanie ciężarówkami? Podziwiałem je i rozpoznawałem już jako małe dziecko. Jestem przekonany, że nie bez znaczenia był fakt, iż mój wujek, mieszkający z dziadkami na wsi, był zawodowym kierowcą. Kiedy przebywałem u dziadków, bywało że wpadał swą ciężarówką Star na chwilę do domu. Wdrapywaliśmy się wówczas z kuzynem do kabiny czyli szoferki i mogliśmy tam siedzieć godzinami.

Wywrotka Star 25 wujka - pierwsza ciężarówka jaką poznałem.

Mój kuzyn był w tym Starze zakochany. Znał na pamięć wszystkie ciężarówki z wujka bazy, miał w głowie ich rejestracje, ważniejsze awarie i remonty, potrafił każdą bezbłędnie rozpoznać z bardzo daleka. Podziwiałem go za to. Zdarzało się święto i wujek zabierał nas w niedaleki kurs. Do dziś pamiętam odwiedzane wioski i instytucje. A trzeba wiedzieć, że było to w czasach, gdy może jeden czy dwa traktory były we wsi, nieliczni mieli motor lub Komarka. O posiadaniu samochodu zwanego tam taksówką nikt nie słyszał. O czym tu mowa! Na szutrową wiejską drogę, zwaną gościńcem samochody się nie zapuszczały. Gdy trafiło się czasem, że zabłąkała się tam ciężarówka, to ze wszystkich podwórek wybiegała bosa dzieciarnia by na nią popatrzeć. Zmieniło się to nieco podczas budowy kolei, kręciło się więcej taboru, codziennym widokiem stały się spychacze, koparki. Te wspaniałe, potężne maszyny działały na dzieciarnię jak magnes, operatorzy nie mogli się od nich opędzić - dochodziło do wypadków... Z czasem przemierzał wieś jakiś robotniczy autobus, Jelcz typu zwanego dziś "Ogórkiem". Wiejskie dzieci nazwały go "Ochlapańcem", z oczywistych względów, biorąc pod uwagę stan dróg, które przemierzał.

Ale ja byłem dzieckiem miastowym i mogłem od małego oglądać i poznawać pojazdy, których próżno wypatrywać na wiejskim gościńcu. Już wówczas, gdy mój świat ograniczał się do codziennych tras przemierzanych z piastunką, jakimś cudem znałem wiele pojazdów. Trasy nie były odległe i w prozaicznych celach: do paru sklepów na zakupy, na halę targową (to pewnie najdalej),do kościoła, na dworzec PKS. Lecz nawet w pobliżu domu mieściły się różne instytucje, obsługiwane przez określone typy pojazdów. I tak po przydługim wstępie dotarłem do sedna, bo dalej chciałbym bez ładu, składu i sensu opowiedzieć gdzie i jakie pojazdy spotykałem. Ruszając z domu w każdą stronę można było przy odrobinie szczęścia nacieszyć oczy jakimś ówczesnym cudem techniki. Przejdę się po swym dziecinnym podwórku wypatrując starych ciężarówek. Jak ktoś ma ochotę niech, dołączy. Będzie to Rzeszów końca lat 60-tych i 70-tych

Kilka krótkich, niezobowiązujących spacerów po najbliższych, najlepiej mi znanych w dzieciństwie okolicach.

Spacer na wschód

Spacer na północny wschód i północ

Spacer na południe

Kręcąc się blisko domu

Spacer na zachód

Na koniec wycieczka za miasto

Powrót
Back