Pamiętam, to był 11 listopada, Święto Niepodległości. Gdzieś u zarania naszej stołecznej, warszawskiej egzystencji. Dzień ponury i mglisty. Zadecydowaliśmy ostatecznie, że trzeba w końcu zacząć po Bożemu, z przewodnikiem w ręku, poznawać nowe „nasze miasto”. Rzetelnie i systematycznie. Przewodnik Pasacala był najobszerniejszy z tych, jakie znaleźliśmy w nowo otwartym Empiku na Nowym Świecie. O ile mnie pamięć nie zwodzi, to jeszcze tego samego dnia plątaliśmy się z nim we mgle na Saskiej Kępie i Starej Ochocie. Przewodnik okazał się całkiem fajny i łażenie z nim było czystą frajdą. Poświęciliśmy temu nie tylko weekendy ale i nieraz wieczory, po pracy. Nic dziwnego, iż w kilka tygodni przemierzyliśmy wszystkie trasy. Obraliśmy nieco może dziwną metodę obierania cebuli: zaczęliśmy od najdalszych dzielnic, stopniowo zbliżając się do centrum, samo jądro – Starówkę zostawiając na deser. Było w przewodniku jeszcze parę wycieczek dalszych, podmiejskich. Te również zrealizowaliśmy. Na pewno do Podkowy Leśnej. Celu innych nie pamiętam.
Powrót