Jabłonna za panem Nowotką, ponad 50 km!

 

Okolice Warszawy przez długi czas nie dorobiły się swojego przewodnika rowerowego. Dziś w to trudno uwierzyć ale tak było! Były może w antykwariacie jakieś nieaktualne, białe kruki sprzed wielu lat, lecz w księgarniach nic! I ok. 1997 wyszedł, chyba pierwszy z prawdziwego zdarzenia i moim zdaniem, bardzo doby przewodnik Wiktora Nowotki. Przejechałem wszystkie opisane trasy. Od tamtego czasu obrodziło nowymi publikacjami, lecz odnoszę wrażenie, ze ilość nie przeszła w jakość i tamten stary przewodnik ma ciągle nowsze pod sobą... Zastrzegam , że to moje zdanie, mogę się mylić i może jest coś lepszego. Bo mówię ciągle o rowerach górskich!

No właśnie, górale! Nim się pojawił Zlepieniec i Marzena nie miała własnego roweru, była skazana na mój. Gdy pojawił się free-rajdowy Trek, łaskawie go jej udostępniałem, sam zadowalając się sztywnym Diamond Back-iem. Tak oto pewnego pięknego, zdaje się wiosennego poranka wyruszyliśmy na jedną z najdłuższych wypraw okresu „buntu” Marzenki przeciw rowerom. Do Jabłonnej,  trasą wskazaną przez wspomniany przewodnik. 

                                   

Całkiem nowym wówczas szlakiem nadwiślańskim przebyliśmy Warszawę i dotarli do mostu Grota-Roweckiego. Koło EC Żerań przez most nad kanałem, inaczej się nie da i do Mc Donalda na Modlińskiej na posiłek.

Potem już za przewodnikiem: bocznymi uliczkami, koło osadników elektrowni i na wał przeciwpowodziowy. Ścieżka na koronie wału była tak przetarta, że posuwanie się było bezbolesne i do Jabłonnej dotarliśmy bez marudzenia. 

Tu obowiązkowa wizyta w parku pałacowym i już powrót. Niestety, żeby nikt się nie poczuł wyeksploatowany, trasą najkrótszą czyli wzdłuż Modlinskiej. Z początku nieprzyjemnie poboczem wąskiej tu, ruchliwej ulicy. A dalej już tylko nudno, chodnikiem.

Pomijając „stłuczkę” na moście udało się bezboleśnie dotrzeć do domu i bezboleśnie pokonać magiczny dystans 50 km.

W jakiś czas potem udało nam się powtórzyć podobny „wyczyn”, jak sądzę, na sztywnych rowerach: ja na Passacie a Marzena na Diamond Backu Sorento. Dotarliśmy wówczas znów w okolice EC Żerań, po czym przez tereny portu pojechaliśmy nad kanał żerański oglądać ślady buszowania bobrów. Znów przejechaliśmy ponad 50 km, lecz była to zdecydowanie granica możliwości Marzeny na za 18-calowej, męskiej ramie. A na damce to dziś dla niej pestka...

 

Powrót
Back