Trasa sprzed "epoki cyfrowej" więc i zdjęć nie ma do przyozdobienia suchego, nudnego tekstu...
Przewodników rowerowych w odpowiednich księgarniach Warszawy jest zatrzęsienie. Tylko kupować, wybierać trasy, siadać i jeździć! Ale nie zawsze tak było. Zainteresowany osobnik był zdany na własną inwencję. Jak się dobrać swoim górskim rowerem do nowego terenu, takiej Puszczy Kampinoskiej na przykład? Pierwszy, niezawodny sposób to dobra mapa turystyczna. Jak się na niej znajdzie czerwony szlak pieszy – należy się go trzymać. Czerwone szlaki są zazwyczaj główne w rejonie i prowadzą z reguły najciekawiej. Potem kolej na inne kolory. Polska to nie np. Szwajcaria ale sieć znakowanych szlaków pieszych jest na tyle przyzwoita, że wszędzie się da pojeździć. A co dalej? Teraz są i specjalistyczne szlaki rowerowe. A jeśli ktoś jest zawziętym odkrywcą i w końcu przemierzy znakowane szlaki w interesującej go okolicy? Wówczas może sobie w wolnej chwili usiąść z dobrą mapą, przestudiować ją dokładnie i wypatrzyć nowe, ciekawe, własne. Można je zapisywać w jakimś zeszycie i wybierać do realizacji, gdy nadejdzie czas. Ja mam taki zeszyt. Niestety, dawno już nie wymyśliłem nowej trasy. Tu opisuję jedną taką, sprzed lat. Gwoździem programu była prosta jak strzała dróżka, biegnąca wiele kilometrów przez lasy i pola, którą podejrzewam o bycie jakimś antycznym traktem. Cofamy się więc do pewnego wiosennego dnia przed ok. sześciu laty.
Trasa narzuciła się sama: ostatni z projektów w moim zeszycie, do którego nie trzeba było asysty samochodu. Oznaczało to, że szybko znów musiałem usiąść i coś wymyślić z mapą. Ale po kolei. Ruszyłem kolejką elektryczną, jak zwykle z Powiśla, tym razem o 08:07 do Wyszkowa. Po drodze pogadałem z niegroźnie natrętnym emerytowanym kolejarzem, jadącym na działkę w Mostówce. Osobnik ciekawy ludzi pewnie by się cieszył z okazji gadania z kimś gotowym zaraz opowiadać swoje życie i takoż wysłuchać o cudzym, ja mniej. Przed 10 już w Wyszkowie i znanymi ulicami, przez most na Bugu i w stronę Kamieńczyka. Pojawiły się tu ślady nowego czerwonego szlaku rowerowego, prowadzącego nad Bugiem aż do Hrubieszowa! Ja tymczasem robię tradycyjny postój przy moście na Liwcu. Straszą chmury na zachodzie ale nie pada i już padać nie będzie, nawet się rozsłoneczni. Wkrótce za mostem żółty szlak, którym się kieruję schodzi nad dziką rzekę Liwiec i tu próbki wszystkiego: sielskich widoków i typowych nadrzecznych szykan – trochę podmokłości, natrętnych ogrodzeń zagradzających trasę prawie całkowicie, piachu i gęstych zarośli. Gdzie-niegdzie to wszystko razem i choć odcinek właściwie nie długi to się zmęczyłem, wiadomo długa przerwa. Przez most powrót na lewą stronę rzeki, chwilkę brzegiem a potem asfaltem. Po paru kilometrach znów odbicie nad rzekę ale tak zamaskowane, że odpuściłem i doszedłem do szlaku na brzegu drogą dedukcji, gdzie powinien być. Teraz bardzo piękny odcinek nadrzeczną łąką i już w Urli (albo Urlach czy Urlem?). Boczną trasą do przystanku. Po drodze tajemniczy nagrobek (?) ok. 10 ludzi o francusko brzmiących nazwiskach . W samej miejscowości nic już mnie nie zatrzymało i podążyłem do Jadowa. Tu nieco atrakcji – klasyczny, nie pasujący do dziury rynek, kościół neoromański (przez Piusa Dziekońskiego oczywiście) z historią parafii (miejscowość z XIV w.) do poczytania. Przeczytałem i ruszyłem dalej. Tuż za wsią na niebie pokaz ewolucji w wykonaniu Miga 29 (chyba) niewątpliwie atrakcyjny. W lesie wypatruję cmentarza wg mapy ale śladów nie widać więc dalej w drogę. A droga od tej chwili to stary, nie wiem jak ważny trakt. W każdym razie na przedwojennej mapie jest wyróżniony i ważniejszy od wielu obecnych główniejszych dróg. Gdzieś po drodze pojawia się nawet nazwa "Trakt Napoleoński" jeżeli mnie pamięć nie zwodzi. Do Sulejowa powaga trasy się zachowała, ale już dalej w lesie degradacja – błota, rozlewiska i kałuże w sam raz na trudy traktora. Ale, jak na całej trasie widać szerokość traktu, rowy słowem rozmach założenia – to nie jest zwykła leśna dróżka i już. Przez Kury, Jadźwie, Międzyleś, Poświętne – Mazowiecką tęskną równiną, trochę asfaltem trochę szutrem a i lekko grząskim piachem. Za wsią Krubki oto znów w las i znów zapomnianym starym traktem. Przekop przez wydmę (na niej okopy) i przeprawa przez strugę po oryginalnych spróchniałych resztkach starożytnego mostku. Na koniec do drogi z Zabrańca na Okuniew i do cywilizacji – samochody, śmietniska i tak dalej. Teraz już tylko powolny powrót do domu. Powolny bo sił już nie za wiele. Sulejówek, Wesoła, Gocławek, Ostrobramska. Wielkomiejski ruch i korki. Jeszcze most, jeszcze Czerniakowska, ulice, ulice, długie po takiej trasie i baza – jedzenie, mycie, piwo.