VIII Rajd Weteranów Dwóch Kółek

 

Data: 2 - 4 czerwca 2006 r.

Baza: Regetów

Uczestnicy: Bodzio, Robin, Paweł, Marian, Marek, Mirek, Ja

Dzień 1 – Regetów – Skwirne -  Hańczowa -Kozie Żebro -Regetów

Dzień 2 - Regetów - Gładyszów – Banica - Bartne – przeł. Małastowska – Gładyszów - Regetów

Dzień 3 - Regetów - Regetów Wyżny - przełęcz Regetowska - Regetów Wyżny - Regetów

 

Ósma impreza wyznaczyła nowy trend w rozwoju naszych rajdów. Pojechali zawodnicy, całkowicie spoza ferajny klubu „Kicha”, że się tak wyrażę. Na szczęście można ich było zakwalifikować jako weteranów. Natomiast pogoda podtrzymała najlepsze deszczowe tradycje. Nie zobaczyliśmy ani kawałka nieba, niskich chmur niemal się dotykało głową. Czy padało w pierwszy dzień – nie pamiętam. Padało za to w drugi i trzeci a zimno było wręcz niezwykłe, jak na czerwiec.

Piątkową trasę określiłbym jako komedię omyłek (nawigacyjnych). Po mniej lub bardziej szczęśliwym natrafieniu na drogę do Hańczowej i przedarciu się tam przez różne przeszkody, uchwalono pójść na żywioł i zdać się na instynkt w wyznaczaniu drogi powrotnej. Zakończyło się to małą „ekstremą” – przełajowym przedarciem się przez zalesione pasmo do „naszej” dolinki. Na grzbiecie pasma wiało tak, że mapy nie można było rozłożyć. Po szczęśliwym dotarciu do bazy długo ten wyczyn przeżywano.

Sobotnia wyprawa była z gatunku takich, gdy się przystaje na każdym skrzyżowaniu i w powszechnym głosowaniu lub konstruktywnej dyskusji ustala, gdzie dalej jechać. 

Padało od początku do końca. 

Nikt by raczej nie powiedział, że trasa tego dnia sprawiła mu wyjątkową przyjemność.

 

 Jedyne atrakcje, jakie mogę sobie przypomnieć, to wizyta w bacówce w Bartnem (nie wszyscy byli z niej zadowoleni) i poszukiwanie kierownika sklepu w tymże Bartnem by nam coś do picia sprzedał. 

Przed przełęczą Małastowską zrobiliśmy nowy manewr: podzielili się na dwie grupy i jedni wjeżdżali asfaltem a drudzy lasem obok wyciągu.

 Wszyscy z ulgą powrócili do bazy.

W niedzielę pogoda się nie zmieniła i nastąpiło kolejne „po raz pierwszy” w historii rajdów: po raz pierwszy część uczestników wsiadła rano w samochód i pojechała do domu. Ci, co zostali, doturlali się rozmytą dróżką nad słowacką granicę, rozejrzeli się i usatysfakcjonowani zawrócili.

Deszcz na imprezie to jedna z tradycji, można chyba jednak stwierdzić, że pogoda weteranów tym razem pokonała. Zniechęcenie przeniosło się, jak sądzę na cały rejon Beskidu Niskiego i nie wiem czy prędko rajd tam powróci.

 

Powrót
Back