Data: 1-3 czerwca 2007 r.
Baza: Bystre
Uczestnicy: Bodzio, Robin, Paweł, Marian, Marek, Mirek, nowy Witek, Ja.
Dzień 1 – Bystre – Rabe - przeł. Żebrak – Chryszczata – Huczwice - Rabe - Bystre
Dzień 2 – Bystre -Roztoki Dolne - Kiełczawa - Kalnica - Rabe - Łubne. – Jabłonki – Bystre
Dzień 3 – Baligród - Makowska - Górzanka - Wola Górzańska - Stężnica - Baligród.
Rok 2007. Po dwóch latach przerwy Rajd Weteranów powraca w stare, dobre Bieszczady. I to tak celnie, że bodaj po raz pierwszy trafiają się na trasie punkty wspólne z trasami z lat ubiegłych. Ciekawostką był dojazd dużym furgonem, w którym zmieściły się wszystkie rowery. Rekordowa liczba uczestników – ośmiu! Wiele można było sobie obiecywać po trzech dniach w siodle.
Pierwsza trasa zaprowadziła nas szutrowymi drogami na przełęcz Żebrak, odwiedzoną w 2001 roku. Wtedy skręciliśmy na czerwony szlak w lewo ku Cisnej, tym razem w prawo, w górę ku szczytowi Chyszczatej.
Osiągnąwszy szczyt odszukaliśmy z niejakim trudem szlak, biegnący ostro w dół i częściowo ześlizgując się po liściach, częściowo jadąc, dotarliśmy do sieci szutrówek, biegnących u podnóża.
Nastąpiło tam szczęśliwe spotkanie z maruderami, którzy dotarli z Rzeszowa z poślizgiem. Po powrocie do bazy i doprowadzeniu się do porządku uprawialiśmy życie towarzyskie, jak to mamy w zwyczaju.
Kolejny dzień przywitał nas, a jakże deszczem. Tym razem duch w narodzie był mało bojowy. Dużo czasu minęło, nim z grupką niedobitków wsiedliśmy na rowery. Jakby w nagrodę za wytrwałość niebo się przetarło i jechaliśmy w nieco parnym powietrzu lecz już nie padało. zrobiliśmy pętelkę okolicznymi szutrówkami do Jabłonek, pokłonić się generałowi, co się kulom nie kłaniał.
I już w bazie...
W ostatni dzień wyruszyliśmy z okolic Baligrodu. Na taką niedługą, niedzielną przejażdżkę. Trasa, niemal rodzinna, wiodła mało uczęszczanymi drogami. Największym osiągnięciem było ostateczne zebranie kompletnej ekipy do pamiątkowego zdjęcia.
Podsumowanie? Dało się odczuć, że impreza była z nowej epoki. Ekipa weteranów w ostatnim okresie wyewoluowała w coś na kształt klubu. Weterani wyruszają częściej niż raz do roku – na jednodniowe, może i dłuższe imprezy. Ja z powodu oddalenia i charakteru pracy nie biorę w nich udziału. W efekcie, nie ma już takiego głodu, takiego wyczekiwania na ten jeden jedyny weekend w roku. To chyba dobrze, bo skoro można pokręcić do syta innym razem, to nie ma żalu, gdy np. psia pogoda zniweczy ambitniejsze plany. Zapewne dziesiąty rajd też się odbędzie, może i jedenasty?