Niedziela. Oboje wyruszamy na rowerach. Pogoda zachęcająca, kierunek wiatru korzystny i w ogóle. Przed 10 jeszcze ruch na rowerostradzie do Powsina niewielki. W parku kultury tradycyjne piwko. Ruszamy dalej spokojnie, dostojnie, spacerowo. Klasycznie przez las Kabacki na drugą stronę do Józefosławia i prosto do Piaseczna. W niedzielę ruch znośny.
Na rynku pamiątkowe fotki i ruszamy przez Żabiniec do uroczyska Stephana czyli parkingu w Zimnych Dołach. Tam krótka przerwa i oddech.
Przecinamy las i drogę na Baniochę i przy pomniku podczepiamy się pod niebieski szlak. Omijamy Czarnów i docieramy do miejsca na łączce, gdzie tak kiedyś brnąłem przez wodę bez skutku. Tym razem też jakieś kałuże więc mam litość nad nowymi butami Marzenki i robimy objazd do asfaltu. Nasz rowerowy niedzielny, 50-kilometrowy spacer kontynuujemy przez las niebieskim szlakiem potem przeskakujemy do czarnego i żółtego i do Konstancina. Wszędzie spotykamy ludzi jak w parku w niedzielę. Przeciskamy się przez tłoczny park uzdrowiskowy i tłumy koło tężni. Nadal niebieskim do Kierszka. Co kawałek rowerzyści, prawdziwy wysyp. Ale i już Kabaty i już gwarna polana.
Tu przemykamy i w dół do drogi rowerowej. Już nie robimy przystanków aż za Pałacową przy tzw. Aqua Barze – myjni wysokociśnieniowej, która się mojemu rowerowi należała. 10 zł z przesmarowaniem. Do domu i już nic rewelacyjnego.