English version Nasze wyprawy Polska wersja O nas Nasze miasta Rowery Nasza twórczość
(6kB)
Menu
Strona główna
O nas
Nasz domek i ogródek
Nasze miasta
Nasze wyprawy
Rowery
Twórczość
Nowości

20 stycznia 2008
Będąc w Adenie (Jemen) zacząłem tworzyć naszą prywatną stronę!

30 marca 2008
Na premierę strony przygotowałem skromną galerią naszych dziełek. W dalszym planie zarówno rozszerzenie galerii jak i poprawa jakości zdjęć. Wszystko przez ten pośpiech i wieczny brak czasu!

czerwiec 2008
Niestety, nic w tym dziale nie porawiłem ale za to dołożyłem na końcu dwie galerie swoich abstrakcyjnych fotografii, zapraszam!

wrzesień 2008
Dodałem kilka rysunków i jedną pastelę.

17 października 2008
Dodałem kilka nowych aktów pastelą.

25 marca 2009
Dodałem pierwszą mozaikę.

8 października 2009
Dodałem galerię zdjęć "Cementownia".

8 marca 2011
Dodałem duzo nowości: rysunków, pasteli, biżuterii miedzianej. Nawet coś z ceramiki!

Kontakt
E-mail:
marzena@malecki.nazwa.pl
witold@malecki.nazwa.pl

Mógłbym to nazwać całkiem skromnie: hobby. Albo z pychą i na wyrost: działalnością artystyczną, sztuką wręcz. Najbardziej mi odpowiada określenie: twórczość, czy też radość tworzenia. Odczuwamy ją oboje z Marzeną . Oboje mamy swoje specjalności, w których się wyżywamy.
W podejściu do naszej twórczości znacznie się różnimy. Marzena w sztuce dla sztuki dostrzega chyba marnotrawstwo energii, bo zawsze znajduje dla niej praktyczne zastosowanie. Jest najbardziej szczęśliwa, gdy spod jej ręki wychodzą przedmioty użytkowe. To całkiem zdrowe i rozsądne podejście, ja go jednak nie podzielam. I może jestem ekscentrykiem, lecz traktuję działalność twórczą na równi z jazdą na rowerze. Kiedy jadę, kiedy tworzę - odczuwam radość. Kończy się wycieczka, kończy się tworzenie, co po tym pozostaje ma drugorzędne znaczenie. Nie każdy to łatwo zrozumie i się z tym zgodzi. Ale dla mnie najważniejszy jest etap tworzenia, nie sam twór. Ślad ołówka na papierze to jak ślad opon na piasku który tylko dłużej pozostaje.
Fajnie byłoby mieć jedno hobby i poświęcać mu cały czas. Nam się to nie udaje. Mamy tyle pomysłów, musimy dzielić czas między tyle aktywności....

Ceramika Marzeny
(170kB)

Napiszę jak to było z ceramiką:
Był czas w moim życiu, gdzie jeździłam z Witkiem na wycieczki, ale nie wszystko po drodze mnie interesowało. Pamiętam jak kiedyś na naszej trasie znalazło się grodzisko. Witek chciał je odnaleźć. Nie było łatwo, ale udało się! Górka zarośnięta wysoką trawą. Uradowany Witek zachęca mnie abyśmy wyszli na górę. Nic z tego, nie udało się mnie wyciągnąć. Nie czułam potrzeby. Poszedł więc sam. Po powrocie przeczytał na głos informacje na temat tego grodziska. Hmm... Innym razem, na innej wyprawie znowu pojawiło się jakieś grodzisko. Wyszłam, a tam Witek przeczytał informacje z przewodnika. Czytał a ja w tych pozostałościach po osadzie, bodajże z czasów kultury łużyckiej widziałam w wyobraźni jak tamtejsi ludzie pracowali..... Coraz chętniej wspinałam się na napotykane grodziska aby posłuchać czytanych informacji. W niektórych miejscach po ulewnych deszczach spotkać można fragmenty naczyń z gliny. Trafiają się nawet ozdabiane. Na jednej z wypraw wzięłam do ręki taki kawałek, uświadomiłam sobie ile on może mieć lat i zobaczyłam odciski palców... Uwielbiam teraz grodziska, moja wyobraźnia wtedy mocniej pracuje i ciężko mnie od takich miejsc odciągnąć.

(170kB)

Zainteresowałam się gliną. Wyszukiwałam w sklepach gliniane wyroby i z przyjemnością je oglądałam i dotykałam. Witek zrobił mi kiedyś niespodziankę. Zabrał mnie na wielką wyprawę śladami pozostałych jeszcze w Polsce ludowych garncarzy. Odwiedzaliśmy takich ludzi. Dostawałam lub kupowałam ich wyroby lub glinę. Zobaczyłam jak wydobywają glinę, wyrabiają ją a później jak lepią cudeńka, suszą, wypalają, ozdabiają.... Każdy z tych procesów jest żmudny i pracochłonny. Ale i daje wiele satysfakcji.
Ja też postanowiłam się tak zabawić. Zapisałam się na kurs ceramiczny i cieszyłam się jak dziecko ze swoich małych dzieł. Później dostałam od Witka swój własny piec do wypalania gliny. Zabawa z gliną jest prawdziwa przygodą, eksperymentowanie ze szkliwami i angobami również, ale wypalanie trochę mnie przeraża. Może nie samo wypalanie a temperatura wypalania. Do wypalenia na biskwit trzeba uzyskać temperaturę 850 - 1100 st. C. a ze szkliwami jeszcze większą. Całe wypalanie trwa kilkanaście godzin, więc zajmuje się tym jednak Witek. Ale i ostatnio bardzo rzadko zdarza nam się coś wypalać. Praca i studia zajmują mi tak dużo czasu, że zaniedbałam swoje hobby. Przyjdzie jednak taki czas, że będę mogła robić to co będzie mi sprawiało przyjemność i na co będę miała ochotę. Muszę się tylko uzbroić w cierpliwość. Albo zmobilizować po przerwie i powiedzieć: nie zapomniałaś, potrafisz lepić z gliny!
Ale już dzisiaj pochwalimy się Wam naszymi dotychczasowymi pracami.

(170kB)
Ceramika Witka

Już nikt nie pamięta, jak się to dokładnie zaczęło, lecz z pewnością pomysł wyszedł od Marzeny. Pewnego dnia przyniosła do domu masę gliny i kazała mi ulepić zegar, taką wieżę zegarową, jak Big Ben. Nigdy nie udało mi się jej skończyć. Popękało toto schnąc i rozleciało się. Jakiś czas potem pojawiło się u nas w domu dużo ceramiki. Takich klasycznych skorup, robionych na kole przez garncarzy. Ozdobnych i z rodowodem, jak od Neclów z Chmielna, jak te z Bolimowa. Stylowych od Kuźmy z Giżycka. I skromniejszych, z Medyni Głogowskiej, Czarnej Kościelnej, Urzędowa, sam nie wiem skąd.
Może w tej wypalonej glinie krył się wirus? Najpierw to "coś" złapało Marzenę. Wyszukała gdzieś miejsce, w którym mogła lepić, szkliwić i wypalać swoje kreacje. Wazony, lampiony, biżuteria, to ją kręci. W końcu i ja się nie uchroniłem i zacząłem coś sobie lepić w domu. Nie pociągają mnie przedmioty użytkowe więc zacząłem od małych figurynek.
Smutne, lecz ostatnio naszych dziełek nie przybywa. Nie zrzucałbym winy za to tylko na brak czasu. Problem leży w naturze gliny. Tworząc nawet najmniejszy drobiazg trzeba przygotować warsztat, ubrudzić siebie i otoczenie. A wypalanie? Szlifowanie? Szkliwienie? Ileż to zachodu, kłopotu. Nie dziw, że łatwiejsze w realizacji pomysły wygrywają. I szkoda, bo nie da się z niczym porównać emocji towarzyszących otwieraniu pieca: co też z tego wyszło?.

Mozaika
(8,5kB)

Praca nad mozaiką jest dla niewprawnego amatora dość uciążliwa i bardzo czasochłonna, lecz przynosi wiele satysfakcji i efekt finalny wynagradza poniesione trudy. Mamy w tej dziedzinie ambitne projekty na przyszłość. Niestety, chyba zbyt ambitne i przez to realizacja ich nieznośnie rozciąga się w czasie. Oprócz zbyt złożonego projektu obraliśmy zbyt kłopotliwą technologię. Do niedawna nie mieliśmy się czym pochwalić w dziedzinie ukończonych dzieł lecz już nastąpiła odmiana stanu rzeczy i udało się ukończyć pierwszy użytkowy projekt. Wkrótce zaczną się prace przy następnym.

Ołówek

Jak każde dziecko, bazgrałem zawzięcie naiwne, koślawe obrazeczki. Potem mi przeszło, choć sporadycznie rysowałem jeszcze w szkole średniej.
Może to pod wpływem nadmiaru rysunku technicznego, lecz gdzieś w czasie studiów nabrałem do ołówka obrzydzenia i wiele, wiele lat nie brałem do ręki. Całkiem niedawno, bodaj jesienią 2005 zacząłem znów rysować. I rysuję, choć sporadycznie, do dziś. Przeważnie, jak to gdzie indziej wyjaśniam, akty. Czasem coś innego.

(8,5kB)
Pastele

Pastele nie były dla mnie zupełną nowością, lecz niedawno odkryłem je na nowo. Nasz kolejny romans rozpoczął się, gdy spadło na mnie zadanie realizacji czyjejś wizji. Miałem namalować w miarę dowolną kopię, właściwie wariację na temat dwóch obrazów Maneta. Pastele zdawały się sprawiać najmniej kłopotu. Wynik był na tyle zadowalający, że posypały się kolejne "zlecenia", tym razem na widoczki określonych obiektów. Wolne moce przerobowe wykorzystałem na parę aktów. I romans trwa, choć nie mamy okazji spotykać się regularnie. Ponieważ częściej tęsknię i wzdycham do pasteli, niż nimi faktycznie maluję, myślę, że długo jeszcze mi się nie znudzą.

Pisanie

Nie mam śmiałości nazwać tego literaturą, pisarstwem. Po prostu, obojgu nam się zdarza pisać. Najczęściej zapisywać wrażenia z podróży, choć nie tylko. Czasem z wyprawy nie pozostaje nic, nawet wspomnienie. Dobrze, jeśli są zdjęcia. Gdy się coś napisze, pozostaje jakiś ślad. Mamy dużo takiego materiału. Szpargałów, którymi możemy się podzielić.

(170kB)
Akt

Ołówkiem rysuję głównie akty. Akt jest ulubionym tematem moich pasteli. Trafiają mi się też terakotowe figurki nagich kobiet. Myślę, że zasługuje to na parę słów wyjaśnienia. Dlaczego właśnie akt? Niech się zastanowię... Miałem na studiach kolegę, który dobrze grał w szachy, wydaje mi się, że jako dziecko zdobywał jakieś tytuły. Zapamiętałem jedną z nim rozmowę. Spytałem, czy nie uważa, że szachy są przestarzałe, zbyt ograniczone w swej obecnej postaci i czy mu się nie znudziły. Wydawało mi się, że szachownica powinna być większa, więcej figur, pionków, ruchów. A on mi odpowiedział, że nie, że szachy w klasycznej postaci są dla niego wystarczające w swej komplikacji i możliwościach. Akt jest dla mnie czymś jak szachy. Zestaw i zasady gry zawsze te same a ilość kombinacji nieograniczona. Każda partia inna. Gdy odkryłem dla siebie akt, to stał się tematem idealnym. Mogę go zgłębiać przez resztę życia, przechodzić kolejne etapy wtajemniczenia i ciągle stawać przed nieznanym. Jestem z natury leniwy więc po cóż mam się wysilać szukając innych tematów, gdy ten jest nieograniczony?

Pstrykanie

Z pstrykaniem to jest tak. Prawda, że należymy do tłumów rozpychających się na wakacjach by pstryknąć sobie zdjęcie z Kopenhaską Syrenką lub inną Mysią Wieżą. Prawda, że miejsce uwiecznione to miejsce "zaliczone". Pstrykamy też w różnych codziennych i podniosłych okolicznościach. Ta działalność jest mało twórcza, bo powstają przypadkowe zdjęcia, rzadko fotografie... Ale, ale. Po pierwsze: Marzenka ma ambicje co do fotografii i tylko natłok obowiązków nie pozwala jej się tym zająć. Po drugie: naszym naczelnym celem jest uchwycenie niepowtarzalnych okazji, zatrzymanie w kadrze okruchów teraźniejszości nim odejdą w przeszłość. Dzięki własnym zdjęciom, cokolwiek by nie myśleć o ich jakości, mogę zilustrować swoje gawędy. A w końcu: na własnej stronie mogę robić co zechcę i właśnie zamierzam zamieścić więcej swoich zdjęć. To już będzie bez wątpienia akt twórczy. Sztuka dla sztuki. Więcej o tym w galeriach. Zapraszam.

(170kB)
Biżuteria

Biżuteria to brzmi dumnie! Tymczasem moja nowa specjalność dotyczy ozdóbek z miedzi, która jest bardzo wdzięcznym, łatwym w obróbce materiałem. Ostatnio eksperymentuję z powodzeniem z innymi metalowymi odpadami. A wszystko, jak zwykle, zaczęło się od przypadku. Chile z miedzi słynie, więc w drodze powrotnej z Rapa-Nui Marzenka kupiła sobie w Santiago miedziane kolczyki. Jeden wkrótce po powrocie zgubiła, co wprawiło ją w rozpacz. Cóż było robić? "To głupstwo - powiedziałem - "dorobię ci takiego kolczyka". Łatwo było powiedzieć, łatwo wykonać. Lecz zdobycie odpowiedniego kawałka miedzianej blachy okazało się największą trudnością. Nie było innego wyjścia, jak w specjalistycznej hurtowni nabyć za niebagatelną sumę, najmniejszy, metrowy arkusz. Dla jednego kolczyka inwestycja zupełnie nieopłacalna. Dlatego, od czasu do czasu, powstają kolejne kolczyki i wisiorki a nawet bransoletki. Pomimo prymitywnych narzędzi i braku warsztatu efekty są na tyle zadowalające, że Marzenka nie wstydzi się nosić mojej biżuterii. A dla mnie poświęcenie paru wieczorów jest tańsze niż kupno złota i brylantów.


Witold Małecki © 2008