Z pewnym opóźnieniem wspominam naszą ubiegłoroczną wyprawę. Raz jeszcze wybraliśmy się na Wielką Wyprawę Samolotową w odległe strony świata. Swoim zwyczajem, prowadziłem podczas podróży dziennik, lecz nie będę już szanownych czytelników zanudzał w dziewiętnastowiecznym stylu. W naszych nowoczesnych, dynamicznych czasach, trzeba krótko i węzłowato. Stare przysłowie mówi: mądrej głowie dość po słowie.
A z naszą wyprawą zaczęło się tak, że wymyśliliśmy ją w zupełnie innym kierunku. Miała być dzika przyroda, wielkie przestrzenie, mało dróg i jeszcze mniej ludzi. Zaledwie zabrałem się za organizację na poważnie, okazało się, iż w zaplanowanym terminie nie dostaniemy biletów. Cóż było robić? Szybka decyzja i na zasadzie kontrastu - wczasy w wielkim mieście. Zamiast pustkowi - ciasnota. Zamiast skał - drapacze chmur. Zamiast stepów - bezkresne centra handlowe. Najciekawsze, że nie żałowaliśmy tej odmiany. Trzeba być dobrej nadziei, może jeszcze uda nam się kiedyś dotrzeć tam, gdzie pierwotnie planowaliśmy.
Odwiedziliśmy trzy azjatyckie tygryski - Hongkong, Makau i Singapur. Łączy je wiele. Kolonialna przeszłość. Dynamiczny rozwój. Niewielkie rozmiary i potęga ekonomiczna. Przez tę miniaturowość a jednocześnie światowe znaczenie, kojarzą mi się z antycznymi polis - greckimi państwami - miastami. Mocno abstrakcyjne porównanie, biorąc pod uwagę, jak nowoczesne są te skrawki ziemi.
Ową nowoczesność trzeba brać po uwagę, organizując wyjazd. Z jednej strony, można być pewnym, że wszystko będzie sprawnie działać. Z drugiej jednak, trzeba się liczyć z tym, że jest drogo.
Każdy z etapów podróży był inny, każdemu poświęcam osobną stroniczkę. Wspomnę tylko, że sama podróż okazała się atrakcyjna.
W tamtą stronę mieliśmy okazję lecieć do Pekinu, jednym z polskich Dreamlinerów. Dla Marzenki zbudowany na olimpiadę 2008 terminal,
był pierwszym kontaktem z Chinami . Dla mnie Pekin to nie nowina. Jednak tak czystego nieba, jak tego dnia, jeszcze nie widziałem.
Po raz pierwszy zobaczyłem nad stolicą CHRL niebieskie niebo. Nie białe, nie żółte, ale prawdziwie niebieskie! I góry na horyzoncie!
Niezwykłe! Wracaliśmy inną trasą. Przez Kopenhagę. Traf chciał, że było to tuż po przejściu nad Europą huraganu.
Do chwili, aż znaleźliśmy się w samolocie LOT-u, nie mieliśmy pewności, czy uda się nam bez przygód dotrzeć do domu.
Jeszcze raz dopisało nam szczęście. I oby tak zawsze.
Kliknij by przejśc do opisu...