Dzień dość chłodny i pochmurny ale nie pada, w sam raz na zwiedzanie.
W Japonii taksówkarze to głównie starsi panowie w okularach, pewnie tacy wzbudzają zaufanie. I dużo jest rowerów, co wyglądają jak składaki lecz się nie składają.
Dzisiaj mieliśmy kłopot by wcześnie się zebrać - opuszczamy hotel dopiero po 9:00. Idziemy prosto do zamku Nijo. I spędzamy tam kilka godzin.
Kamienne mury w stylu inkaskim, pałac w środku i kilka ogrodów - wszystko bardzo fotogeniczne. Najpierw zdejmujemy buty i zwiedzamy w tłumie pałac Ninomaru.
Największa atrakcja to słowicza podłoga a poza tym skromne, bez mebli pomieszczenia: recepcjia, poczekalnia, sala audiencyjna, sala dla znajomych i prywatny apartament shoguna,
gdzie był zakaz wstępu dla mężczyzn. Sale ministrów i posłańców. Główne ozdoby to ścienne malowidła szkoły Kano, w większości zastąpione kopiami. Obchodzimy trasę po pałacu dwa razy.
Potem przez piękne ogrody do zamku wewnętrznego, gdzie jest pałac Honmaru, którego się nie zwiedza. Tam też piękny park - ogród Honmaru i kamienne fundamenty donżonu,
spalonego w 1750 roku przez piorun. I w ogóle zachowały się tu głównie kamienne mury a budowle drewniane gdzieś przepadły. Oglądamy ogrody, obchodząc wewnętrzną fosę dookoła.
Turystów dużo, nie tylko obcych lecz i Japończyków. Na koniec ogród Seiryu-en i kiermasz pamiątkarsko - gastronomiczny. Jemy tam małe co - nieco w stylu sushi, co pozwala dalej chodzić.
A jest już po godzinie 14:00. Przechodzimy obok biur prefektury Kioto i kościoła oraz szkoły św. Agnieszki. Idziemy do Kyoto Gosho - ogrodów pałacu cesarskiego.
Rozległy park obchodzimy dookoła. Jest tu wiele, wiele drzew wiśniowych. Wszystkie wzbudzają zachwyt Marzenki. Ale nie tylko jej.
Bardzo wielu Japończyków pstryka gałązki wiśni z poważnych aparatów jak i z telefonów. Inna ciekawostka, to plac do gry w baseball w miejscu dawnych terenów wystawowych.
Poza tym ogród cesarski. Wielki lecz bez cudów. Dochodzimy do rzeki Kamo, przechodzimy na drugi brzeg i ruszamy bulwarem. Bardzo ładne widoki na miasto.
Inne atrakcje, to (dla Marzenki) rosnące na całej długości drzewa wiśniowe, bardzo przyzwoicie urządzone pod mostami siedziby bezdomnych i ptaki na rzece, głównie czaple.
Idziemy brzegiem rzeki ładny kawał drogi, aż do mostu obok teatru Miyagawacho. Potem bocznymi uliczkami docieramy do skrzyżowania Gojo dori i Higashioji dori.
Każdy, najmniejszy drewniany domek ma tu w jednym miejscu przybite tajemnicze numerki. Posuwamy się wąską, pełną turystów uliczką w górę, do świątyni Kiyomizu.
Robi się późno lecz ludzi, turystów wciąż bardzo dużo. Malowniczo położone zabudowania świątyni - brama, pagoda, kamienne schody etc. Wszystko ozdobione drzewami wiśniowymi.
Do samego kompleksu ze słynną widokową werandą nie wchodzimy, gdyż robi się późno. Trochę fotografii i ruszamy uliczką Kiymizu zaka i Sannen zaka.
Obie wąskie, bardzo malownicze - pełno starych, drewnianych domków. Ale przede wszystkim niesamowicie pełne turystów i ultra pełne sklepów z pamiątkami.
My sobie tylko kupujemy loda. Obok paru świątyń docieramy do parku Maruyama, gdzie wciąż trwa wielki piknik pod gałęziami kwitnących wiśni.
Jemy tam różne drobiazgi uliczne - słodkiego ziemniaka i pieczony pęd bambusa. Dalej są dwie dostojne świątynie - Chion'su (z olbrzymią bramą) i Shoren'in ale już zamknięte.
Chyba się tam wybierzemy w ostatni dzień. Obok świątyni Yasaka Jinja docieramy do dzielnicy Gion. Kręcimy się tam trochę w te i we w te, mamy szczęście zobaczyć parę gejsz.
A w ogóle, to wiele Japonek a nawet paru facetów chodzi w kimonach. Wiele Japonek "niby-gejsz" jako turystki.
Z Gion idziemy wzdłuż bocznego kanału rzeki ulicą Kiyamachi dori pełną rosnących tam wiśni. Tymczasem robi się ciemno a my szukamy knajpki na kolację.
Mijamy ich wiele i trafiamy do wypatrzonego wczoraj bardzo przyzwoitego lokalu Ganko Sushi. Jemy tam niezłą kolację. Ja zamawiam sushi z 8 kawałków,
Marzenka 14 kawałków tempury (owoce morza, mięso i warzywa smażone na patyku w cieście). Popijamy piwem. Gdy przychodzi rachunek (5000 jenów),
to wydaje się nam drogo ale to tylko cena warszawska. Potem pozostaje dotrzeć do naszej ulicy Oike dori i naszego sklepu. Kupujemy tradycyjnie troszkę sake i piwa na wieczór.
Chodziliśmy cały dzień. Oboje ubrani prawie zimowo (polary, kurtki). Na nogach górskie buty. Dzięki wygodnym butom bez marudzenia przetrwaliśmy długą trasę.
Drugi dzień z rzędu mamy czerwone od wiatru twarze.
W hotelu pijemy sake (co nam bardzo dobrze wchodzi), piwo i oglądamy japońską TV. Nic nie rozumiemy.
Kamienne mury zamku Nijo przypominają konstrukcje Inków czy też ahu na Wyspie Wielkanocnej.
Ninomaru - drewniany pałac Shogunów. Szczegół konstrukcyjny słynnej "słowiczej podłogi".
Ogrody zamku Nijo.
Kyoto Gosho, ogrody cesarskie po raz kolejny...
Drzewka wiśniowe, kwitnące we wszystkich odcieniach to atrakcja nie tylko dla nas.
Świątynia Kiyomizu.
Park Maruyama.
Jedzonko, jedzonko! W Japonii wszystko nam smakowało...
... nawet sake.