Bardzo pochmurno i prawie cały dzień siąpi deszcz. Ale nie jest zimno.
Dziś udało się nam opuścić hotel nieco wcześniej, bodaj ok. 7:30. Poszliśmy na najbliższy przystanek metra i ... konsternacja. Same automaty o niepewnym, tajemniczym działaniu, żadnej kasy a ja do tego nie zabezpieczyłem drobnych. Szybka decyzja: marsz pieszo na dworzec kolejowy. Ok. 40 min. Chcemy jechać do Himeji. Myślałem, że musimy jechać superekspresem, lecz w kasie dworcowej sprzedali nam całodniowe bilety sieciowe po 2900 jenów, na które mogliśmy jechać normalnym, pospiesznym pociągiem. Atrakcja mniejsza, niż pociąg - pocisk ale za to trochę kasy zostało w kieszeni. Już na drugim przystanku załapaliśmy się na miejsca siedzące. Wyjazd był 8:31. 1,5 godziny jazdy przez Osakę i Kobe. W Himeji ok. 10:00. Jest to niezwykłe miejsce - dworzec i miasto są tylko dodatkami do zamku. Już na dworcu tablica informująca o sytuacji - tłoku pod zamkiem i ile trzeba czekać do kasy etc. Idziemy pod zamek główną ulicą. Są barierki i "kierujący ruchem", jednak tłumy jeszcze o tej porze znośne - przy kasach bez kolejek. Wchodzimy na teren zamku. Idzie się, jak w Orawskim Hradzie - coraz wyżej, krętą drogą przez kolejne dziedzińce do białej wieży na szczycie. Wkrótce czar pryska - trzeba się ustawić w kolejce. Na szczęście idzie dość szybko. Nie wiemy, czy najazdy w taką pogodę są regularne, czy też związane z kwitnieniem wiśni (tu też ich pełno wokół zamku), fakt, że lawina turystów powoli zamek zalewa. Docieramy do miejsca, gdzie ubiera się pantofle a potem nosi się ze sobą buty i parasole w workach foliowych. A dalej już wędrówka po drewnianej wieży, którą w latach 1958 - 64 całkiem rozebrano i poskładano na nowo. Teraz też stoi przy niej gigantyczne rusztowanie z samojezdnym dźwigiem. A wnętrza wspaniałe, choć puste - konstrukcje drewniane, stojaki na broń. Dwa główne filary "króle", klapy do zrzucania kamieni, myjnia i toaleta. Są jakieś eksponaty w gablotkach. Na szczycie wieży mała kapliczka. Wnętrze wieży bardzo ciekawe i zwiedzających jakby mniej. Gdy wychodzimy na zewnątrz - tłum jeszcze większy. Zaliczamy obszerny dziedziniec ze studnią owianą legendą. Poza tym po drodze m. in. kamień młyński, mur z gliny olejowej. Na koniec jeszcze jedna atrakcja "okupiona" zdjęciem butów i mniejszą kolejką - przejście galerią na murze, obok pomieszczeń zamieszkałych przez służące, aż do wieży "Kosmetycznej" gdzie jest kukła żony jednego z właścicieli zamku. Po opuszczeniu zamku jeszcze się kręcimy w pobliżu. Między innymi obchodzimy go dookoła, wokół fosy. Ostatecznie przed godziną 16 docieramy do dworca i od razu jest pociąg powrotny. Udaje nam się od razu załapać na miejsca siedzące. I dobrze, bo coraz większy tłok. Szczególnie od Osaki pociąg jest bardzo zapchany. Docieramy do Kioto gdzie znów pada. Idziemy od dworca ulicą Kawaramachi. Szukamy lokalu, by zjeść kolację. Na początku jest pusto, nagle w rejonie Shijo dori się zaludnia. Pełno knajp się pojawia a my się plączemy wśród nich niezdecydowani. Ostatecznie dajemy się namówić naganiającej na ulicy panience na jakąś knajpkę w suterenie, niedaleko Sanjo. Dostajemy tam odgrodzony boks z przesuwnymi drzwiami i dzwonkiem do wzywania kelnerki. Jemy: smażony ryż, sushi i różne smażone niby-szaszłyki na patyku. Trochę podjedliśmy, lecz ja mam ciągle luzy. Odwiedzamy w drodze powrotnej jakąś księgarnię. Chcemy pooglądać manga. Niestety, wszystkie są opakowane - kota w worku nie kupimy! Jeszcze tradycyjne zakupy w Family Mart: piwo, sake. W hotelu dopycham się zupką z kubka. W TV leci Columbo. Bardzo nam dziś przykro, że jeszcze jeden dzień i trzeba będzie wracać do domu i codzienności. A tak nam tu przyjemnie. Wymienione pieniądze idą dobrze, nauczyliśmy się je wydawać i już niewiele zostało. Może na jutro nam wystarczy? I tyle.
Stojąc grzecznie w kolejce do pociągu.
Zamek Białej Czapli w Himeji to jak Jasna Góra w Częstochowie: prowadzi doń centralna aleja miasta a cel z daleka widać.
Barierki formujące kolejkę zaczynają się na kilometr przed zamkiem.
Strach pomyśleć, jak tu wygląda w szczycie sezonu
Zamek Białej Czapli, jaki jest, każdy widzi.
Skromne, XVII-wieczne wnętrza drewnianego zamku.
Parę ciekawostek: trójkątne strzelnice, owiany legendami kamień młyński w murze,
ściana ulepiona z gliny gotowanej w ryżu i dźwig na gigantycznym rusztowaniu.
Himeji to jak Kioto, miejsce ogrodów i kwitnących wiśni oczywiście.
<<< Poprzednia strona Następna strona >>>