Godz. 08:55, poczekalnia biznes między wyjściami nr 11 i 12, północnego skrzydła lotniska Kansai.
Zaczynamy od konkretów czyli naszego planu lotów. Jest nieco pokręcony, chodziło ponoć o to, żeby być szybciej w Warszawie. Jak wyjdzie - zobaczymy.
LH 741 Osaka (KIX) 10:00 - Frankfurt 15;10.
LH 976. Frankfurt 16:20 - Monachium (MUC) 17:15.
LO 354 Monachium 18:35 - Warszawa 20:10.
Znaczy się, dzień zapowiada się długi: obudziliśmy się rano w Kioto w Japonii a wieczorem mamy się kłaść spać w Warszawie. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Pierwsza część planu udała się wspaniale: obudziliśmy się o 4 rano. A już o 4:30 szliśmy spacerkiem główną ulicą, w odległości paru minut od hotelu. Pogoda była w sam raz. Jeszcze ciemno i chłodno ale sucho i, jak się okazało, dzień bezchmurny. Metro jeszcze nieczynne a taksówki drogie. Na dworzec spokojnym spacerkiem, przez opustoszałe i ciemne miasto. Spacerek przyjemny i jesteśmy na dworcu ponad pół godziny przed pociągiem. Kręcimy się chwilę, m.in. obok terminalu tych linii ekspresowych Sinkaisek, którymi nie udało się pojechać. Wszystko jeszcze pozamykane. Nasz pociąg na peronie nr 30, pierwszy w stronę lotniska o 5:46 był podstawiony już kwadrans wcześniej. Wygodnie zajmujemy miejsca i wkrótce jedziemy. Słońce wschodzi. A my na zmianę drzemiemy i obserwujemy Japonię - malutkie pola ryżowe wciśnięte pomiędzy zabudowę bardzo ciasną, no i wielka Osaka. Potem most i wyspa z lotniskiem Kansai. Tu wszystko idzie sprawnie - wzorowo. O 7:10 odprawa już działa, sprawnie przeszliśmy prześwietlenia i paszporty. Naprawdę na nic w Japonii nie możemy narzekać. Kręcimy się po sklepach. Kupujemy słodycze z Kioto. Potem jedziemy kolejką pod naszą poczekalnię. Tu małe śniadanko i poranny drink. Wszystko idzie dobrze...
Godz. 17:15. Senator Caffe na lotnisku w Monachium.
Zapomniałem napisać, że na lotnisku Kansai można było wymienić polskie złotówki i bardzo wiele innych walut. Więcej niż zwykle.
Jak na razie nasze loty przebiegają, jak w zegarku. Przy pięknej pogodzie wystartowaliśmy z lotniska Kansai.
Oboje załapaliśmy się na lunch w stylu japońskim lecz kolację już tylko ja dostałem. Marzenka musiała się zadowolić kurczakiem.
Lot długi, więc oczywiście trzeba było trochę spać. Poza tym obejrzeliśmy oboje filmowe nowości: Avatar i Sherlock Holmes.
Ja dokończyłem "Wyprawę do wnętrza Ziemi" Juliusza Verne. Marzenka kończy teraz. Widoków nie było bo siedzieliśmy w środku.
Zobaczyłem tylko pokrytą ciągle śniegiem i lodem północną Rosję z okienka w toalecie. We Frankfurcie trzeba było kawał iść, po drodze dwie kontrole dokumentów i prześwietlenie.
Samolot lądował przed czasem a i tak mieliśmy tylko kwadrans wolnego w poczekalni. W sam raz na jedno piwo (ja) i wódeczkę Gorbatschev (Marzenka - na trawienie).
We Frankfurcie padało i + 11 st C, w Monachium nieco cieplej i nie pada. Lot tak krótki, że nie ma co wspominać. Nigdy nie leciałem na tej trasie i jest to jakaś odmiana.
Dostałem zajączka z ciasta, niezbyt dobrego. W Monachium planowo. Tu spokojniej, do poczekalni blisko. Ta niewielka "Senator Caffe" zupełnie pusta.
Nie ma równowagi we wszechświecie, zawsze skrajności. Wypiliśmy świeży sok z owoców i czekamy na ostatni fragment lotu. "Ostatnią nogę podróży" jak się czasem mówi bodaj po angielsku.
I po wszystkim... Lot z Monachium był również bardzo planowy. Pani stewardessa, jak to w Locie, bardzo miła, podała nam wino i kolację. Marzenka wstydziła się odmówić, więc się bardzo objadła. No, cóż. Było m.in. polskie sushi z wędzonej ryby... W biznes klasie leciała jakaś ponoć sławna kobita, której ja nie znam, tylko Marzenka ją rozpoznała. Nikt więcej oprócz naszej trójki tu nie leciał. Lądowanie w Warszawie od zachodu. Już ciemno, dość chłodno, poniżej 10 st C. Bagaże dość szybko nadjechały, taksówka też. Wszystko w tej wyprawie było, jak w zegarku i szkoda, że się tak szybko skończyło. Dobrze, że jeszcze się gdzieś kiedyś wybierzemy...
Droga powrotna. I znów lotniska, samoloty duże i małe.Samolotów i lotnisk było w tej wyprawie nieproporcjonalnie dużo.
Ale to nie lot był za długi a pobyt za krótki... Niedosyt i znów chcielibyśmy wyruszyć.